and what if...?

and what if...?

niedziela, 16 września 2012

with a heart on fire

Kiedy myślę o nim boli mnie serce. Ale jest lepiej, kiedyś bolało mnie całe ciało (a wiedzcie, że jest tego dużo). Starałam się zrozumieć i przeanalizować sytuację. Tego nie da się pojąć. Kochałam go przez całe życie, dobrze wiedzieć, że on tez mnie kocha. To wszystko rozpadło się na kawałki. Ta miłość nie przetrwała. Byłam jego najlepszą przyjaciółką przez większość mojego głupiego życia. Raniłam siebie, starałam się trzymać fason, być kimś. Ale to nic nie dało, nie pomogło. Bo on nie był dla mnie przyjacielem. Zawsze czegoś chciał, niczego nie dawał w zamian. Teraz to widzę. Ludzie nic nie widzą, gdy są zakochani. Jakiś czas temu otworzyły mi się oczy i staram się czerpać z życia garściami. Tak, myślę o nim od czasu do czasu w czterech ścianach swojego pokoju. Myślę, ile bym dała, żeby dowiedzieć się co się dzieje i jak będzie dalej. Czuje się samotna i wiem, że potrzebuję kogoś. Często zastanawiam się jakby to było mieć kogoś do kogo możesz podejść, przytulić się i znaleźć oparcie. Ale teraz już wiem, że to już nie będzie ten, dla którego zrobiłam tak wiele. Czasem marzę o cieple, ale wiem, że może to jeszcze nie czas. Tęsknię, ale ta tęsknota już nie jest w stosunku do kogoś. Tylko do normalnego, szczęśliwego życia. Zawsze myślałam sobie : Czy my już zawsze na zawsze będziemy się przyjaźnić? Tak, zawsze tego chciałam. To dodawało mi siły. Teraz wiem, że tak nie będzie i nigdy miało nie być. Staram się, naprawdę się staram uwierzyć w siebie. Jestem sobą, zmienna niczym wiatr na morzu. Mam nadzieję, że niedługo ktoś to odkryje. Ludzie dozują mi wrażenia związane z odejściem mojego przyjaciela. Nie rozumiem tego, czemu nie mogą zrozumieć, że mi już nie zależy? Owszem, bardzo tęskniłam. Ale już mi przeszło. Przeszło i zapomniałam. Naprawdę nie sprawia przyjemności co parę dni dowiadywanie się nowych newsów typu: tak, on Ciebie kocha, ale nigdy nie wyobrażał sobie bycia z tobą. A kto powiedział, że ja chciałam z nim być? Po prostu przy nim czułam to ciepło, te motyle w brzuchu. Czułam to wszystko i chciało mi się żyć. A kiedy znikał... Coś ostrego zawsze pomagało, a on wracał. Teraz wszystko się zmienia. Nie sprawiam sobie bólu, nie cierpię przez niego. Piszę tę notkę, bo może faktycznie lepiej mi będzie poczytać za parę lat jaka byłam szczęśliwa 16 września 1012r, a nie jaka byłam beznadziejnie smutna. Tak, nigdy nie chciałam pozwolić Ci odejść. Ale kiedy to już się stało widzę, że idę w dobrą stronę. Tylko czy znajdę szczęście?